wtorek, 7 lutego 2012

przyjaciółka z dzieciństwa

Tak się stało, że akurat przygody szwedzkiej grupki dzieciaków  zawładnęły całkowicie wyobraźnią polskiego dziecka. Do tego stopnia, że czytało książkę, kończyło i zaczynało od nowa. Niezliczoną ilość razy. Bynajmniej nie przez brak zrozumienia...
Żyło w tamtym świecie, wyobrażało sobie smak ślazowych cukierków, połowy raków, przechodzenie po drzewie do sąsiadów, przyjaźń z Lisą, Brittą i Anną, konstrukcję sznurkowej poczty. Przeżywało te same przygody i tą samą codzienność: łowiło ryby w rzece, zbierało siano, miało koty i opiekowało się królikami, potrafiło bawić się wszędzie i wszystkim. To dziecko śmiało się nieustannie z tych samych żartów i figli, bo były one bliskie i znajome, prawdziwe i proste. Szwedzkie Bullerbyn było tak blisko, w sumie jak wioska obok, albo ta sama. Wyobraźnia i rzeczywistość stawały się jednym.
Książka jest świetna, niepowtarzalna i piękna. I w dużej mierze to dzięki niej, dziecko dziś nie zna piękniejszych chwil, jak te spędzone wtedy w rodzinnym domu. Zerwana okładka, ponadrywane kartki, przybrudzone rogi i ranty, kilka plam... To książka za którą się tęskni, jak za starym przyjacielem.

Ocena subiektywna: 6/6.

A. Lindgren, Dzieci z Bullerbyn, Nasza Księgarnia 1982, 387 s.