wtorek, 24 lipca 2012

komentarz do codzienności

Bo życie to jest takie pole minowe. Przeszedłeś kawałek? To podziękuj. I zrób następny krok. Jeden. Nie puszczaj się biegiem - jeden krok. To jest wiara.
["Tak sobie myślę"]

Są książki, które - mówiąc obrazowo - "oczyszczają pole...", pozostają w nas na długo, czasem na zawsze, sprowadzają myśli na inne tory, nie dają spokoju, odświeżają spojrzenie na życie. Bo dziennik Jerzego Stuhra nie jest książką o chorobie - jest to książka o życiu, o cieszeniu się nim, szacunku dla niego, w końcu o oczekiwaniu na nie.
Jesień 2011 to czas, kiedy aktor rozpoczyna walkę z chorobą nowotworową i tworzenie zapisków w zeszycie podarowanym przez córkę. Na początku pisze dla siebie i najbliższych. W pewnym momencie decyduje się na wyjawienie swoich myśli i obserwacji czytelnikom, sympatykom, każdemu kto będzie chciał poznać spostrzeżenia aktora na temat sztuki, artyzmu, teatru, filmu, sportu, życia, polityki. Demonstruje również, po raz kolejny, swoją wielką miłość do rodziny.
Książka pełna jest szacunku dla innych twórców, trafnych uwag, interesujących sądów i krytyk, optymizmu i nadziei. To świadectwo człowieka spełnionego, dumnego ze swojej pracy i osiągnięć, uczącego poszanowania dla tradycji, człowieka i działalności artystycznej. Takie spotkanie z panem Stuhrem, to wielka przyjemność, tym bardziej że każdy wpis w dzienniku charakteryzuje wielka kultura języka.
Widziałam też w tym czasie "Tydzień z życia mężczyzny" na TVP Kultura, oglądało się niezwykle mając w głowie dzisiejszy obraz tego wyjątkowego artysty.
Mądra, intymna, ciepła, wzruszająca i dowcipna - lektura, do której się wraca.

Ocena subiektywna: 6/6.

J. Stuhr, Tak sobie myślę, Kraków 2012, 268 s.

czwartek, 19 lipca 2012

warszawski zorro

Książka to legendarna i kultowa. Najpoczytniejszy, bodajże kryminał czasów PRL-u. Wielce wnikliwy i barwny portret ówczesnej Warszawy i Polski Ludowej.
Lata 50. - warszawski śnieg i warszawska wiosna, warszawskie kawiarnie, targowiska, tramwaje, konduktorzy, kelnerzy, szatniarze, barmani, zapachy, nastroje, uczucia. Na ulicach stolicy pojawia się tajemniczy mściciel, który ostro rozlicza się z bezkarnymi bandytami. Milicja i lekarze mają pełne ręce roboty. Mieszkańcy miasta czują, że w końcu ktoś zaczyna dbać o ich bezpieczeństwo i pełni wdzięczności, ruszają na pomoc "sprawiedliwemu". Łotrzykowskie podziemie przygotowuje się do wojny, a serce panny Majewskiej - przypadkowo wplątanej w wir wydarzeń - do miłości.
Niewątpliwie dużym bogactwem powieści Tyrmanda są intrygujące i świetnie zbudowane postacie. Pozycja językowo - pełna smaczków, fabularnie - ciekawie poprowadzona, obyczajowo - wciągająca. W opisach momentami ciężkawa, przegadana i kanciasta, a pojawiający się lawinowo bohaterowie mogą wprawić w denerwujące zagubienie, ale w akcji wartka i żwawa, przez co docenia się ją dopiero po przeczytaniu. 

PS Juni, dziękuję za chwilowe pozostawienie egzemplarza, czytało się tym przyjemniej, że zdobyty wspólnie :)

Ocena subiektywna: 4,5/6.

L. Tyrmand, Zły, Warszawa 1990, 655 s.

Zły, grafika: Marek Oleksicki

wtorek, 17 lipca 2012

kolorowe piekiełko

Wiktoria w wieku dwudziestu lat, ginie nocą w parku z rąk bandyty. Trafia do piekła, gdzie podpisuje pakt dający jej posadę diablicy i zadanie prowadzenia z aniołami targów o dusze zmarłych. Jej opiekunem w nowej rzeczywistości zostaje ponętny diabeł Beleth, a przyjaciółką sama Kleopatra - najbardziej doświadczona i przewrotna diablica wszech czasów. 
Dziewczyna nie mogąc pogodzić się ze swoją śmiercią wraca na Ziemię i robi masę niepotrzebnego zamieszania. Całość fabuły opiera się na rozterkach bohaterki, która nie potrafi zdecydować czy darzy głębszym uczuciem kolegę ze studiów - Piotra, czy swojego nowego przewodnika Beletha. Ale to już było... 
Mimo, że sięgając po tę pozycję, nie oczekiwałam literatury wysokich lotów, to nie udało mi się uniknąć uczucia rozczarowania. Książka panny Miszczuk jest mało wymagająca. W dialogach brak zręczności i kreatywności, a dowcip jest mało błyskotliwy. Sama bohaterka ma mało ciekawą osobowość, jest pełna skrupułów, kompletnie nie wie czego chce, a jej zachowania są schematyczne. Dodatkowo posiada nieznośną manierę częstego zdrabniania imienia "Piotr". Niektóre postaci są interesujące, choć potraktowane powierzchownie, niektóre niestety całkowicie bezbarwne. Zaciekawia oryginalna kreacja piekła jako wyspy szczęśliwości, przypominającej raczej nieustannie imprezującą Ibizę niż przerażające czeluści potępienia. Minusem wydawniczym są infantylne zdjęcia z tyłu okładki. Nie tak wyobrażam sobie przystojniaka, dla którego traci się głowę, ani  też seksownego diabła - uwodziciela. 
Typowy romans studencki i raczej czytadło do tramwaju lub pociągu. 
A cały mój problem z tą książką polega nie na tym, że nie wciąga czy nudzi, bo tak nie jest, trafiła po prostu do złego i "za starego" adresata.

Ocena subiektywna: 3,5/6.

K. B. Miszczuk, Ja, diablica, Warszawa 2010, 414 s.

czwartek, 5 lipca 2012

maska Beethovena

Kiedy nie masz talentu do niczego, trzeba mieć nadzieję, że masz go chociaż do życia!
["Kiki van Beethoven"]

Niewielka, bardzo przyjemnie i szlachetnie wydana, książeczka Schmitta składa się z dwóch części: opowiadania Kiki van Beethoven i eseju p.t. Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje...
Krótkie opowiadanko dotyczy pewnej wesołej staruszki, która w sklepie ze starociami kupuje maskę Beethovena. Wraz z trzema przyjaciółkami, z domu spokojnej starości, czeka aż maska ożyje, pozwalając usłyszeć melodie, tak jak działo się to w młodości każdej z kobiet. Nasza bohaterka, dzięki muzyce, odbywa podróż w głąb siebie. Pomaga jej to zmierzyć się i rozliczyć z bolesną tragedią z przeszłości, zaakceptować teraźniejszość i przyszłość oraz na nowo pokochać utwory zapomnianego kompozytora. Opowieść jest dość wdzięczna i czyta się przyzwoicie, ale Schmitt udowodnił już nie raz, ze stać go na więcej.
Esej natomiast, to już zupełnie inna kategoria. Główne przesłanie dotyczy pytania, które zadaje sobie sam autor - dlaczego zapomniałem o Beethovenie? Opisuje swoje fascynacje muzyczne, odejście od nich i wreszcie powrót, do płynących z utworów Beethovena uniesień. Próbuje dokonać konfrontacji Beethovena z Mozartem. Przywołuje ciekawą, arystotelesowską analizę komedii i tragedii. Jednak są to próby bardzo "nierówne". Momentami zupełnie nieudane, narzucające - nie znoszące sprzeciwu - zdanie autora. Schmitt robi coś, co przyprawia mnie o wysypkę - zaczyna filozofować jak Coelho. O zgrozo! Mam nadzieję, że to tylko chwilowa słabość...
Wydaje się, że pragnął, aby jego słowa pozwoliły czytelnikowi usłyszeć muzykę, nie udało się.
Niestety jako całość - spore rozczarowanie.

Ocena subiektywna: 2,5/6.

E.-E. Schmitt, Kiki van Beethoven, Kraków 2011, 143 s.

wtorek, 3 lipca 2012

sadystka i masochista

Przekonałem się, że przynajmniej w moim wypadku nie jest prawdą, iż miłość wyciera się, ubożeje lub gaśnie od długiego użycia. Moja miłość rosła każdego dnia. 
[Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki]

Ciężko się pisze o tak lekko i dobrze napisanej książce.
Czyta się wspaniale i jednym tchem.
Narrator i jednocześnie główny bohater zakochuje się raz, w wieku 15 lat, na kolejne lat 40. A jest to miłość obsesyjna, namiętna, perwersyjna, wciągająca w toksyczny związek, wędrujący przez Peru, Paryż, Londyn i Tokio.
Ona - piękna, ponętna, pełna życia i temperamentu, nieokiełznana i dzika, wymagająca i bezkompromisowa, wzorowa egoistka, zdolna do wszystkiego - ciągle niegrzeczna dziewczynka.
On  - spokojny, wykształcony, inteligentny, elegancki, czuły i pełen melancholii, zdolny do wszystkiego...dla niej - Ricardo.
Niezwykle barwna historia miłości przeciwieństw. Pełna kolorowych, intrygujących, momentami symbolicznych postaci. Całość osnuta na tle rewolucji historycznych i obyczajowych.
I choć wiadomo, że ona to kobieta - narkotyk, która żyje otulona w kłamstwo, jak w piękny, elegancki szal, a on zawsze dokonując wyboru - wybierze ją - nie nudzi to i nie nuży, a fascynuje, wciąga, zadziwia, smuci i wzrusza.
Literacki noblista z 2010 roku zdecydowanie nie rozczarowuje.

Ocena subiektywna: 6/6.

M.V. Llosa, Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki, Kraków 2009, 380 s.