Zaczęłam powoli, z namaszczeniem,
dokładnym oglądaniem fotografii i studiowaniem opisów. Później poszło szybko,
bo to jest magnes, lawina - wciąga, pochłania, nie pozwala przestać. Książka
okrutna - czyta się sama. Ale pod koniec opamiętałam się i udało mi się zwolnić,
bo nagle mnie olśniło: „rety! zaraz się skończy!”.
Dotychczas unikałam tekstów Beaty Pawlikowskiej, ponieważ, jako osoba, nie budziła mojej sympatii, prawdę mówiąc bez powodu, tak po prostu. I gdyby nie polecenie, to pewnie nie sięgnęłabym - przez swoje uprzedzenie - po nią nigdy.
Dotychczas unikałam tekstów Beaty Pawlikowskiej, ponieważ, jako osoba, nie budziła mojej sympatii, prawdę mówiąc bez powodu, tak po prostu. I gdyby nie polecenie, to pewnie nie sięgnęłabym - przez swoje uprzedzenie - po nią nigdy.
Przygoda z Blondynką na Kubie okazała się świetną zabawą.
Nie ma w tej pozycji zbędnego zdania, zbędnego słowa. I nie jest to fachowa
literatura podróżnicza ani przewodnik, tylko po prostu wciągająca podróż po
kraju Fidela Castro, kraju przeciwności i dziwności, podróż w poszukiwaniu
prawdy o legendzie Ernesto Che Guevary. Wraz z nami, w ten pełen kolorów i
smaków świat, zatapiają się Flegmatyczny Anglik i Szalony Hiszpan, postaci równie
ciekawe jak mieszkańcy wyspy.
Niesłychanie lekka i pełna humoru treść jest równie barwna
jak piękne zdjęcia i wesołe rysunki autorki. Gorąca jak Kuba zachęta do czytania.
(Dziękuję Ci Aniu i
proszę o więcej.)
Ocena subiektywna: 6/6.
B. Pawlikowska, Blondynka na Kubie, National Geographic, Warszawa 2006, 239 s.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz