piątek, 4 maja 2012

jestem niebieski


 
inność rodzi złość...  [Myslovitz]

Kiran to „laluś”, „pedzio” i „balerina”. Uwielbia bawić się lalkami, malować kosmetykami mamy i tańczyć. Jest dwunastoletnim hindusem, synem emigrantów, który stojąc na początku swojej drogi ku dojrzałości, poznaje ludzką seksualność i zmysłowość, wkracza w sferę erotyki i pornografii. W oczach rówieśników jest dziwakiem i odszczepieńcem, doskonałym obiektem żartów i drwin. Szansą na zdobycie akceptacji wśród kolegów, nauczycieli i rodziców staje się dla niego coroczny, szkolny Festiwal Talentów, gdzie może pokazać całemu światu, kim naprawdę jest.
A kim naprawdę jest Kiran Sharma? Podczas intensywnego poszukiwania swojej tożsamości odkrywa, iż jest kolejnym wcieleniem błękitnoskórego Kriszny, hinduskiego boga zbawienia.
Powieść w bardzo subtelny sposób pokazuje walkę chłopca z wrogą rzeczywistością. Kiran jest za bardzo amerykański, aby czuć się dobrze wśród Hindusów, a jednocześnie zbyt hinduski, by odnaleźć się w świecie Amerykanów. Rodzice chłopca, aby zniwelować brak akceptacji dla niego, płynący z zewnątrz, udają, że kompletnie nie dostrzegają jego inności. Bo przecież każdy z nas jest czasami przeświadczony o swojej odmienności, wręcz jej pragnie, aby być lepszym, odróżniać się na tle innych, czasami też po prostu nie umiejąc ocenić co jest normalne, a co nie.
Zaczęło się banalnie, bo zauroczyła mnie okładka. A oprócz niej dostałam autentyczną, napisaną czule i zabawnie, ironiczną i mądrą powieść. Może chwilami za bardzo przepełnioną mało istotnymi detalami, elementami, które wydłużają fabułę, ale zbudowany dzięki nim koloryt daje pełniejszy obraz świata i wyobraźni dziecka.
Powiązania z „Życiem Pi” Martela - krzyczącego z zachęt wydawcy - nie odnalazłam.

Ocena subiektywna: 4/6.

R. Satyal, Błękitny chłopiec, Kraków 2011, 299 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz