środa, 7 grudnia 2011

niderlandy


Herbert w wersji prozatorskiej to magik, otacza słowami, trzy zdania i już jesteś gdzieś indziej, widzisz więcej, słyszysz, czujesz wszystko. Więcej tu emocji, zmysłowości i dotykalności niż w jego poezji suchej i raczej szorstkiej.
Eseje zostały zebrane w dwie zgrabne części i dotyczą złotego okresu kultury holenderskiej. Szkice to emocje Herberta związane z malarstwem Gerarda Terborcha („Dyskretny urok mieszczaństwa”), Johannesa Torrentiusa („Martwa natura z wędzidłem”)  i zagadnieniami społecznymi, w których bohaterem jest mieszczaństwo Niderlandów XVII wieku.
Autor opowiada o handlu obrazami, warunkach naturalnych Holandii i w moim ukochanym - oczywiście – „Tulipanów gorzkim zapachu” o manii kwiatów, zbiorowym  i tajemnym szaleństwie, jako tle do rozważań o wszelkich ludzkich obsesjach. Część drugą tego wydania stanowią Apokryfy -  teksty inspirowane epizodami historii holenderskiej m.in. o Spinozie, Janie Swammerdamie, Johanie van Oldenbarnevelcie i Corneliusie Drebbelu.
Herbert dotyka naturalności sztuki w społeczeństwie zamieszkującym kraj Rembrandta i Vermeera, gdy była ona częścią nadrzędnego ładu. Dotyka świata, w którym ludzie mieli dla siebie czas i ochotę do rozmowy, a język, którym mówili łączył ich, a nie dzielił.
Czyta się łapczywie, chłonąc barwy i wiedzę.

Ocena subiektywna: 6/6.

Z. Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Wrocław 1998, 181 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz