środa, 14 marca 2012

polska fantazja

Polska i Polacy bohaterami opowiadań fantasy. Antologia powstała z okazji 25 lat istnienia nieformalnej grupy literackiej „Klub Tfurcuf”. Dziesięć opowiadań, dziesięciu autorów, różne miejsca akcji, różne czasy, różne podejście do tematu przewodniego i różny poziom tekstów. Tak jak w szkatułce są i prawdziwe perły i kilka sztucznych koralików.
Jest Farewell Blues Jarosława Grzędowicza, nawiązujący do Orwellowskiej antyutopii. Ziemi grozi zagłada spowodowana wybuchem Słońca, pomoc i ratunek oferują kosmici. Niestety, jak na mistrza Grzędowicza, tekst słaby i nieco rozczarowujący.
Jest Projekt Marszałek Marcina Baryłki. Rozwinięta technologia przyszłości pozwala na powszechne użycie sztucznej inteligencji, eksperymentatorom udaje się stworzyć w tej postaci Józefa Piłsudskiego. Marszałek wymyka się jednak poleceniom i oczekiwaniom twórców - czyżby chodził mu po głowie kolejny przewrót? Historyjka utrzymana w lekkim stylu, czyta się szybko, ale nie zostaje w pamięci.
Jest nostalgiczne Czas nie czeka na nikogo Michała Studniarka. Spacer po ulicach dawnej, przedwojennej Warszawy. Dla obojętnej na uroki stolicy fascynatki Krakowa – tekst bez większej wartości.
Jest Zabity Feliksa W. Kresa. Dusza mężczyzny zamordowanego na ulicy przez grupę chuliganów utknęła na miejscu zbrodni (taka mała, anielska pomyłka). Aby trafić do nieba  musi uwierzyć w Boga, a tego nie potrafi bez widocznego dowodu Jego istnienia. Tekst naprawdę dobry. Zapada w pamięć zdanie: Bóg i człowiek – obaj bezradni. Jeden bał się uwierzyć bez dowodów; drugi nie mógł dać dowodów bez wiary.
Jest Brulion Jacka Drewnowskiego. Brak jakiegokolwiek elementu fantastycznego, ale opowiadanie jest wstrząsające. Okres stanu wojennego, czasy ludzkiej podłości i okrucieństwa. Pamiętnik dziewczynki kreśli tragiczny i poruszający obraz. Emocjonalnie -  miażdży. 
Jest Serengeti Iwony Żółtowskiej, na który należałoby spuścić zasłonę milczenia. Żenujący, nudny, obleśny, skrajny niewypał. Nowobogacka rodzina jedzie na wakacje do Afryki i…jeśli chodzi o fabułę, to by było na tyle.
Jest Wilczyca Jacka Komudy. Cudowna, niezwykła, oparta na staropolskiej konwencji historia przenosząca czytelnika w czasy Polski szlacheckiej. Esencja wszystkich polskich smaczków: pojedynki, ucieczki, bójki, honor, prawo, wartka akcja i piękno starych polskich słów. Żal, że to tylko opowiadanie, świetny materiał na dłuższą formę.
Jest Sprawa rodzinna Mirosławy Sędziowskiej. Niestety kolejne kilka stron o niczym. Pomysł? Żaden. Historia dwójki dzieci mających specyficzny problem z rodzicami. Na szczęście skończyło się zanim się zaczęło.
Jest Czas życia Jana Atmańskiego. Coś dla miłośników teorii spiskowych. Urzędnik bankowy odkrywa metodę na dodanie szczęścia i wydłużenie życia klientów. Rewolucyjne odkrycie staje się jednak niewygodne dla pewnych osób i instytucji. Napisane dość zgrabnie, czyta się przyjemnie.
I  jest na koniec Piękna i graf Tomasza Kołodziejczyka. Przepiękne zamknięcie zbioru. Magia, fantazja, elfy, złe moce - a wszystko to tu, w kraju nad Odrą, a nie w jakichś dalekich Brokilonach czy Mordorach. Znakomita zabawa nawiązującą do różnych utworów fantasy. Asymilacja elfów z Polakami oraz walka przy użyciu magii i nowoczesnych technologii. Zdecydowanie najlepszy tekst zbioru, rekompensujący niektóre fatalne wybory.

Ocena subiektywna: 4/6.

Antologia, Niech żyje Polska. Hura! t.I, Fabryka Słów 2009, 360 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz