poniedziałek, 4 czerwca 2012

nadchodzi wojna

Jestem mieczem w ciemności. Jestem strażnikiem na murach. Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.
[fragment przysięgi Nocnej Straży]

Drugi tom serii. Jest jeszcze lepiej. 
Wojna o panowanie na Żelaznym Tronie trwa. Żądnych władzy jest coraz więcej, a  gotowi są panować nawet na zgliszczach. Na arenę walki wchodzą nowi bohaterowie: bezwzględny ród Greyjoyów z Żelaznych Wysp, z pełną temperamentu i charakteru Ashą oraz bracia zmarłego króla Roberta - Renly i Stannis Baratheonowie. Nocna Straż udaje się za Mur, aby podjąć walkę z nowopowstającą armią Mance Rydera. Upadają kolejne grody, intryga rodzi intrygę, okrucieństwo goni okrucieństwo, a autor zaczyna coraz bardziej wodzić czytelnika za nos. Poznajemy kilka tajemnic i gdy już wydaje się, że tyle wiemy, pojawiają się nowe zagadki i niedopowiedziane wątki, które niemal irytują swoją a to świeżością, a to mrocznością. Cała gama emocji – dużo śmiechu, wzruszeń, zaskoczeń i nerwów. Coraz więcej magii, krwi i cierpienia. Zachwycać można się bez końca.
Fantastycznie rozwija się jedna z najbarwniejszych postaci  – Tyrion Lannister, który nieustannie błyska inteligencją i charyzmą. Jako postać drugoplanowa pojawia się fenomenalny Edd Cierpiętnik tryskający czarnym humorem. Moje ulubienice Arya i Daenerys – Matka Smoków mają coraz więcej ikry, a ich wątki przygodowe nabierają tempa.
A taaaakie (!) zakończenie zapowiada jeszcze mnóstwo przyjemności z poznawania kolejnych tomów cyklu.

Ocena subiektywna: 6/6.

G. R.R. Martin, Starcie królów, Poznań 2011, 916 s.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz