niedziela, 13 listopada 2011

handlarz śmierci

Moore przeczytany od deski do deski. Będzie o każdej z jego książek, ale zacznę od tej. Ciężko jej zarzucić brak humoru czy wdzięku, które początkowo utrudniają oderwanie się od lektury, jednak zaskoczenie akcją i ciekawość dalszego jej biegu, ze strony na stronę słabną, aż do momentu, kiedy wydarzenia stają się całkiem przewidywalne. Trudny i ciekawy temat śmierci ubrany został przez autora, w znamienite dla niego - satyryczne ubranko.
Charlie Asher, świeży wdowiec, którego żona zmarła przy porodzie, zostawiając mu rozkoszną córeczkę Sophie, zauważa pewnego dnia, że jest świadkiem dziwnych zgonów, częściej niż przeciętny śmiertelnik. Gdy w jego ręce trafia "Bardzo Wielka Księga Śmierci" - poradnik dla Handlarzy - dowiaduje się, że ma w swoim sklepie kilka ludzkich dusz zamkniętych w tenisówkach lub krawacie. Staje się sługą przeznaczenia i obrońcą dusz przed Mrocznymi Siłami - drapieżnymi i wygłodniałymi panienkami o kruczych kształtach, które rozsmakowały się w ludzkich czaszkach. Niestety tak mocną jak i słabą stroną tej książki są jej bohaterowie. Wiewiórkoludzie, krawcowa Audrey będąca jednocześnie tybetańska mniszką i emerytowany policjant Ray zakochany w wirtualnych pięknościach, to niestety słaba drużyna. Ale Minty Fresh, siostry Morrigan, urocza Sophie i nasz główny bohater Charlie, ratują powieść swoimi barwnymi charakterami. Książki Moore'a czyta się jednym tchem, ale "Brudna robota" nie "rozczarowuje" zbyt szybkim końcem, nie ma niedosytu, nie ma "chcę jeszcze". Koniec przychodzi spodziewanie i nieuchronnie jak śmierć, ale dusza nie wyrywa się do innego ciała... do kolejnej pozycji pisarza.

Ocena subiektywna: 3/6.

Ch. Moore, Brudna robota, MAG, Warszawa 2007, 384 s.

2 komentarze: